Kraina rODO na horyzoncie!
– Obiecałeś mi powiedzieć, co to jest to „złote rODO”, tato – Adaś stał przy łóżku rodziców w niedzielny poranek i burzył ustalony – zdawać by się mogło – odwieczny porządek rzeczy.
– Już myślałem, że sobie o tym zapomniałeś…
– Hm, hm, hm – udawał śmiech Tata Adasia.
– A ty kolego miałeś mi powiedzieć, co ci się w tej sprawie przyśniło.
– To ty mów pierwszy – zarządził Tata Adasia.
– Poczekajcie na mnie – powiedziała Mama Adasia wychodząc z łazienki.
– Przyniosę tylko kawę dla „większych” i sok dla „mniejszych”.
Trwało to niedługo, ekspres w kuchni chwilę pomruczał i posyczał i już mama była z powrotem w sypialni z tacą, na której stały dwie szklanki z sokiem i jedna filiżanka z pachnącą kawą…
– No, to teraz możesz ten sen opowiadać.
– Tylko…. Ale…. – Adaś wyraźnie migał się od odpowiedzi.
– Ale mnie się wtedy śniły konie.
– Śniło mi się, że byliśmy na łące i jeździliśmy na koniach.
– Każdy miał swojego.
– A najlepiej jeździł dziadzio – w tempie końskiego galopu wypowiedział się Adaś.
– Nic tam nie było w tym śnie o danych osobowych…
– No widzisz.
– A ja tak liczyłem na twoje sny – Tata Adasia udawał zmartwienie i sprawnym ruchem zagarnął synka pod kołdrę.
– Uwaga, bo mi się sok rozleje – Mama Adasia wyraziła swój niepokój co do rozwoju wydarzeń.
– To przestań się zajmować takimi mało istotnymi sprawami, jak picie soku i pomóż mi pokonać tego dowódcę piratów, który się ukrył pod kołdrą – Tata Adasia zbierał sojuszników do zbliżającej się operacji śmieszkowo-łaskotkowej.
Chwilę trwało, zanim z roześmianymi buziami i zmierzwionymi włosami cała trójka oparła się na poduszkach.
Adaś dostał do ręki szklankę z sokiem, a tata sięgnął po troszkę przestygłą kawę…
Wszystko smakowało doskonale.
…
– Tato…
– Czy to znaczy, że ty nie wiesz, co to jest „złote rODO”? – Adaś postanowił definitywnie rozstrzygnąć sprawę, z którą tu przyszedł.
– I wiem, i nie wiem – odpowiedział Tata Adasia.
– Pasowało mi to nawiązanie do Jazona i wyprawy argonautów.
– Po przygodę, w nieznane…
– Tam celem było „złote runo” – skóra z barana, która w odległej krainie wisiała na drzewie, i której pilnował smok.
– Ale to nie pasuje do naszych czasów.
– Nawet dziecko wie, że smoków nie ma, a noszenie naturalnych futer jest nieekologiczne – skonstatował stan sprawy.
– A gdyby nazwać tak jakiś mądry dokument, taki certyfikat, który zaświadcza, że osoba, która go zdobyła, umie dobrze przetwarzać dane osobowe i dbać o ich bezpieczeństwo?… – Jak zwykle rozsądnie odezwała się Mama Adasia.
– Jest przecież taka możliwość, żeby uzyskiwać takie certyfikaty.
– Czemu tego tu nie pokazać?…
– Czyli…, że niby „złote rODO” to będzie certyfikat jakości ochrony danych osobowych? – zapytał Tata Adasia trochę Adasia, trochę Mamę Adasia, a najwięcej siebie.
– To może być dobry pomysł.
– Muszę to wszystko jeszcze poskładać w całość.
– Dasz sobie radę, tato – powiedział Adaś.
– Jesteś przecież Inspektorem Ochrony Danych.
– A co będzie taki Inspektor robił w naszej wyprawie?
– Będzie pomagał kapitanowi przybić do brzegu Krainy rODO.
– Wody tam niebezpieczne.
– Pełno podwodnych skał, na które można łatwo wpaść i zniszczyć statek.
– To właśnie w świecie danych osobowych robi IOD.
– Pilnuje, żeby wszyscy, którzy przetwarzają dane osobowe robili to zgodnie z procedurami, sprawdza, czy te procedury są zgodne z przepisami, dokonuje przeglądów systemu i doradza, kiedy trzeba podejmować ważne decyzje w odniesieniu do danych osobowych i tego, co Administrator z nimi robi, albo co chce z nimi zrobić.
– I to jest jeszcze ważne, że Inspektor Ochrony Danych musi się przez cały czas uczyć…
…

Oto, co o prezentowanej tu w odcinkach książce napisała p. Edyta Bielak-Jomaa, GIODO oraz pierwsza PUODO.
C.D.N.

dr hab. inż. nauk o bezpieczeństwie
praktyk i teoretyk w zakresie przetwarzania i ochrony danych osobowych oraz integracji systemów bezpieczeństwa i ochrony